sł. Piotr Adamski, muz. Wojciech Zakowicz
Zrywam się do życia bladym świtem.
Parząc usta herbatą, budzę myśli ze snu.
Za oknem miasto budzi się ze zgrzytem.
Próbuję liczyć do stu,
by zebrać się w sobie, póki czas.
Choć wiem, że tak być nie musi,
to wierzę, że sensu w tym szczypta…
Czy jest jakaś droga do wyjścia?
Są dwie: jest Bóg i jest krypta.
Dopóki jeszcze jestem u siebie,
dopóki wiem, jak mam na imię...
Następna chwila spokój mój pogrzebie,
po kolana utopię się w zimie.
Nie będzie mnie, tym bardziej – nas.
Choć wiem...
Dzień mija bez oka zmrużenia,
bez żadnej litości minuty mi zjada.
Poznam plany, liczby, zarządzenia,
nie poznam imienia sąsiada,
a słońce coraz niżej.
Choć wiem...
Księżyc przynagla mnie już do powrotu,
więc idę tą samą drogą, co zwykle.
Nie wyjdę już dziś z kołowrotu,
póki mnie ktoś nie rozjedzie
motocyklem.
Choć wiem...